


Paweł Krupa OP
Dwa lata temu w Radoniach zaproponowałem wiernym, którzy zbierają się w kaplicy naszych mniszek, nową wigilijną tradycję. Poprosiłem, aby oprócz sianka, opłatka i staropolskich potraw postawili na stole pusty koszyk, do którego należało wrzucać ustaloną z góry kwotę za rozpoczęcie dyskusji na tematy polityczne, odpowiednio większą za kontynuowanie podobnej rozmowy i wreszcie największą za kłótnię o politykę. Na koniec liczymy zebrane pieniądze i przekazujemy na zbożny cel. Bo skoro już mamy się kłócić przy wigilijnym stole, to niech przynajmniej będzie z tego jakaś korzyść. A jeśli nic nie zbierzemy, to jeszcze lepiej, gdyż znak to niechybny, że kłótni politycznych – a wszyscy wiemy, jak paskudnie dzielą one Polaków – w naszym domu nie było. Słowem, jedyna w świecie zbiórka charytatywna, w której chodzi o to, żeby nic nie zebrać. Dość oryginalne, przyznacie. Pomysł się przyjął i po wigilii dostałem kilka zdjęć pustych i pełnych koszyków. W dodatku się okazało, że nasza radońska akcja wyszła daleko poza las otaczający klasztor sióstr. Mój siostrzeniec Łukasz opowiedział o inicjatywie swojego wujka kolegom i koleżankom z Uniwersytetu Warszawskiego, z którymi przygotowywał przedświąteczny jarmark dobroczynny. Jedna z dziewcząt prychnęła: „Phi, twój wujek nie wymyślił nic nowego – ojciec Krupa już dawno to zaproponował!”. Łukasz miał niezły ubaw, a jego koleżanka ze zdumieniem odkryła, że ojciec Krupa jest wujkiem.
Jakiś czas temu w Petersburgu naszła mnie ochota, żeby wrócić do lektury książek Stanis (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.