



– Marzenko, śpisz? Marzenkoooo. Ma-rzen-kooooo…
Marzena wstaje, zakłada kapcie, zapala małą lampkę, robi dwanaście kroków i już jest przy łóżku swojej mamy.
– Co chcesz, mamusiu?
– Może mi poczytasz, kochanie. Nie mogę spać. Poczytaj mi, proszę.
– Mamo, jest trzecia nad ranem. Jutro ci poczytam.
– Jutro? No dobrze. Jutro.
Marzena poprawia mamie kołdrę, odgarnia jej włosy z czoła, delikatnie ją całuje. Robi dwanaście kroków. Zdejmuje kapcie. Wchodzi do łóżka. Gasi światło. Zaraz zaśnie. Tak się nauczyła. Potrafi zasnąć na krześle w poczekalni do lekarza, w autobusie, w taksówce. Na zawołanie. Więc szybko nakrywa się kołdrą. Chyba już śpi.
– Marzenko, Marzenkoooooooo, Marzenkoooooo!
Zrywa się. Kapcie, światło, dwanaście kroków. Jest przy mamie.
– Pić mi się chce, córciu.
Bierze kubek ze stolika, wkłada mamie rurkę do ust, czeka, aż się napije. Kilka kropel spływa po brodzie. Bierze chusteczkę, wyciera. Odstawia kubek. Patrzy na zegarek. 3.35.
– Mamo, śpij, proszę. Nie wołaj.
Dwanaście kroków. Łóżko, kołdra.
– Ma-rzeeee-nko… Ma-rzeeee-nko…
W ciągu jednej nocy Marzena robi czasami nawet 240 kroków.
O piątej dzwoni budzik. Wstaje. Szybki prysznic, makijaż. Szykuje dla mamy śniadanie. Mleczna papka z bułką i bananem. Wszystko dokładnie przetarte. Ale najpierw toaleta. Marzena czeka, aż przyjdzie jej brat. Sama nie jest w stanie po (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.